poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 4 ,,Odkrycie"

* * Look at this photograph
Everytime I do it makes me laugh
* *

Oczami Alex...
   Pod szkołą pożegnałam się z Camille, która idzie w zupełnie innym kierunku, niż ja i niemal jak na skrzydłach ruszyłam w kierunku domu. Wpadłam do środka i tak jak się tego spodziewałam, w domu zastałam państwo Holt i Wild. Oraz Locka. Siedzieli w naszym dużym, jasnym salonie.
 - Dzień dobry! - zawołałam.
 - Witaj, Alex! - powiedział za wszystkich tata Lisy.
 - Miło się widzieć - dodała mama Minnie.
     Przywitałam się też z miniaturką mojej czarnowłosej przyjaciółki, Elinor. Zasiadłam i wraz ze wszystkimi zjadłam obiad. Wypytali mnie o szkołę, o znajomych, jak mi się tu podoba i tak dalej. W wkrótce potem rozpoczął się jakiś film familijny i zasiadając na kanapie zabraliśmy się za jego oglądanie. Z wolna zbliżał się czas kolacji. Moja rodzicielka poszła do kuchni w towarzystwie mam dziewczyn. Wspólnie zajęły się kolacją, na którą składały się nietypowe kanapki.
    Podczas gdy mamy moich przyjaciółek zabrały się za przynoszenie tacek,moja mama rozlewała napoje. Zawołała mnie na chwilę. Kiedy tam dotarłam, zauważyłam zbitą doniczkę z bratkami, które kilka dni temu kupiłyśmy, ale nikomu nie chciało się ich sadzić.
 - Mogłabym cię prosić, żebyś posadziła te kwiatki w ogrodzie za domem? Doniczka się zbiła,więc to już chyba najwyższy czas - powiedziała mama, zbierając jej kawałki z podłogi.
 - Okay - powiedziałam bez entuzjazmu. Nie lubię sadzić, a zwłaszcza, jak w moim domu są przyjaciele, których długo nie widziałam. Ale nie mogę nie pomóc...
 - Weź Locka do pomocy. Zdeklarował się kilka minut temu, że pomorze.
 - Okay - powtórzyłam i wzięłam jednego z kwiatów na ręce. - Lucas!

~~ו*•×~~
       Ogrody były dwa. Mały, na froncie, który był czysty i piękny, pachnący i zadbany, oraz drugi. Od drugiej strony, który był totalnym przeciwieństwem tego pierwszego. Cały ogród za domem był zaniedbany, więc ja i mama dopiero zaczęłyśmy się nim zajmować. Ciągle było tam pełno chwastów i martwych krzaków jeżyn, które wiły się po ziemi i raniły pół-bose stopy w sandałach, więc nauczona tym faktem włożyłam adidasy. Na ziemi obok drzewa leżała jego gruba, przegniła gałąź. Stojąca w centrum ogrodu marmurowa, okrągła atlanta była niczym stojak dla bluszczu i róż. Mimo wszystko ten stary, zniszczony ogród miał w sobie nutkę tajemniczości i jakiś urok. Można było wyobrazić sobie wszystkich ludzi, którzy kiedyś tędy się przechadzali. Tylko dom był odnowiony i w miarę nowoczesny. Ogrodem nie zajmował się nikt, jak dowiedziałam się od starszego sąsiada, pana Harrisona i pani Hemmings, od czasów wiktoriańskich. Przed nami mieszkało tu z pewnością wiele osób, ale ostatnią lokatorką, która postanowiła zamieszkać w małym mieszkaniu na obrzeżach miasta była dawna przyjaciółka naszego sąsiada, Miranda Cooper.
 - No to gdzie je sadzimy? - zapytał brunet.
 - Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Może tam? Będzie mniej roboty.
    Wskazałam na miejsce, w którym było mniej trawy i suchych jeżyn, niedaleko huśtawki i kilku krzewów róży. Przytaknął głową i poszedł po łopatę ostawioną przy furtce. Postawiłam kwiatki na ziemi i poszłam napełnić konewkę na drugi koniec ogrodu. Brunet rozpoczął kopać. Nie potrzebowaliśmy wielkiego dołu, żeby posadzić bratki.
      W pewnej chwili rozległ się głuchy dźwięk, a łopata Locka stawiła opór. Spojrzałam na niego pytająco.
 - Zapewne jakiś kamień - wzruszył ramionami. - Spróbuję się pod nim przekopać.
      Niespełna minutę później zatrzymał łopatę i odłożył na bok.
 - Alex? - po jego głosie uznałam, że to dość ważne, więc szybko ruszyłam w jego stronę z dużą i ciężką zieloną podlewaczką.
 - Co jest? - zapytałam, stawiając ją obok niego.
 - To nie jest kamień - odpowiedział tajemniczo Lock i ruchem głowy kazał mi zajrzeć do dziury.
      Na dnie dołka połyskiwały złote okucia brązowego, drewnianego kufra z rzeźbionym wiekiem. Wymieniliśmy spojrzenia i czym prędzej rozkopaliśmy resztę. Wyjęliśmy średniej wielkości skrzynię. Na wieku widniał napis: Samantha Patel, Piątka.  Lock spróbował podnieść wieko.
 - Zamknięte - fuknął. - Przecież to nie film, nie może być otwarte!
 - Spokojnie - powiedziałam i wskazałam na jedyny element nie będący ani z drewna ani ze złota. - Ten zamek jest zardzewiały - powiedziałam. - Właściwie, rdza zniszczyła go to tego stopnia, że niemal się rozpada.
 - Racja - powiedział.
      Z całej siły kopnął skrzynię, która przewróciła się i otworzyła z odgłosem pękania.
 - Planowałam zrobić to inaczej, ale tak też można - uśmiechnęłam się.
    Do ziszczenia mojego planu potrzebowałabym wygonić na chwilę bruneta i użyć lodu, żeby rozsadzić zamek od środka, ale ten pomysł był mniej ryzykowny.
     Podeszliśmy do niej i z powrotem ustawiliśmy w pozycji stojącej. Otworzyliśmy wieko. W środku, po lewej znajdowały się stare, bardzo stare fotografie. Wszystkie przedstawiały z osobna tych samych dwunastu ludzi. W tym kilka, na której byli oni wszyscy. Sześć kobiet i sześciu mężczyzn.
    Za to po prawej stronie kufra leżał skórzany worek. Lepiej rzec - sakiewka. Wzięłam ją do rąk i otworzyłam. W środku zamigotał złoty piasek, wzięłam go trochę do ręki.
   Zmarszczyłam brwi.
 - W sakiewce jest tylko piasek - rzuciłam ze zdziwieniem.
 - Patrz! - powiedział lock i wskazał na postać na czarno-białym zdjęciu.
    Młoty mężczyzna, może dwadzieścia lat, w jasnej koszuli i berecie stał wraz z dziewczyną o ciemnych kręconych włosach w sukience w kropki, prawdopodobnie niebieskiej lub zielonej, nad brzegiem rzeki. Z niewiadomych przyczyn miejsce na zdjęciu wydało mi się znajome. Mężczyzna też.
 - Tobie też przypomina jeden z brzegów Delaware*? - zapytał.
 - Tak... a ten pan wygląda jak... - urwałam. Nie mogłam sobie przypomnieć, kogo przypomina mi ta postać.
 - Mój pradziadek? - podpowiedział Lock.
    Teraz mnie olśniło. Faktycznie - identyczne zdjęcie widziałam w domu Minnie, kiedy kserowaliśmy zdjęcia na drzewo genealogiczne.
 - Tak, właśnie - odparłam. - Ale jak to możliwe, że jego zdjęcie jest aż tu, prawie na drugim końcu świata?
     Wzięłam od niego fotografię.  Tak jak się spodziewałam, na odwrocie widniały imiona osób ze zdjęcia... i jakieś liczby. Pismo było ukośne i pełne przeróżnych zawiasów. Atrament niemal całkowicie stracił czerń i pozostały po nim tylko nikłe, brązowe ślady. Zmrużyłam oczy, próbując odczytać.
 - Emily Evans (7)  i Vincent Russel (12) - odczytałam na głos. - Jak myślisz, co znaczą te liczby?
    Lock wzruszył ramionami.
 - Na pewno nie ich wiek - rzekł bez cienia zainteresowania. - Pokarzemy to rodzicom, czy będziemy tu tak sterczeć?
 - Jasne, już - odpowiedziałam, podnosząc drugi bok ciężkiej jak cholera skrzyni.

~~ו*•×~~
 - Przykro mi. Nie wiem - powiedziała smutno pani Holt. - Nie znam żadnej Emily i nie przypominam sobie, żeby jakaś była w naszej rodzinie.
    Ja i Lock spuściliśmy głowy. A zatem nie poznają tajemniczej Emilly. Poza nami w moim domu byli też Lu, Luke i Myrta. Tom został ze Stevem z inicjatywy własnej, ponieważ ,,młody" wspomniał, że ma tu kolekcję figurek z... a nawet nie wiem, nie pamiętam. Ellie przysłuchiwała się wszystkiemu z zaciekawieniem. Dla niej, mającej jeszcze osiem lat było to niebywałe odkrycie. Nic jednak nie mówiła, tylko razem z nami oglądała wszystko. Właśnie trzymała zdjęcie przedstawiające Ruperta Granta, z numerem jedenastym.  Nikt nie zainteresował się sakiewką z piaskiem, więc stwierdzili, że mogę ja sobie wziąć. W sumie, to nikt po za mną do niej nie zajrzał. Uwierzyli mi na słowo.
  Podniosłam dwa zdjęcia, Pierwsze przedstawiało ludzi śmiejących się z... Lilly, na którą... zażenowany Vincent wylał wiadro wody. Dziewczyna o jasnych włosach leżała na ziemi i także się śmiała, a Vincent o ciemnych lokach próbował wyciągnąć do niej rękę, żeby pomóc wstać. Mogłam sobie wyobrazić, co się stało. Zapewne celował w na oko dziewięcioletniego chłopca, podajże... Ruperta, a że Lilly przechodziła obok, trafił ją. Wszystkie te zdjęcia pisały jakąś historię. Na niektórych ludzie śmiali się do rozpuku, na innych pozowali, udając wyniosłych, na kolejnych pozostawali poważni.
 - Tu jest wierszyk - powiedziałam, odwracając drugie zdjęcie. Jedno z kilku grupowych, na którym stali ułożeni w trzy grupy.
    Zaczęłam czytać na głos, ciężkie do rozczytania pismo.

,,Podróżnicy"
Statek pierwszy, gdzie płyną cwane lisy:
Cztery i Dziesięć,
Osiem i Dziewięć.
Statek drugi, co zawsze wieść będzie prawych:
Jeden i Dwanaście,
Pięć i Jedenaście. 
Statek trzeci, gdzie sami łgarze mieszkają:
Dwa i Siedem,
Trzy i Sześć.
Jedynka i Szóstka - nienawiść odwieczna.
Dwójka i Piątka - miłość bezpieczna.
Trójka i Dziesiątka - opieką objęta.
Czwórka i Ósemka - zupełnie jak bliźnięta.
Piątka i Jedynka - sojusznicy dość dziwni.
Szóstka i Siódemka - oboje zawsze winni.
Siódemka i dwunastka - koszmary się ziszczą.
Ósemka i Dziewiątka - wzmocnią się czy zniszczą.
Dziewiątka i dwunastka - przyjaźnią zapałają.
Dziesiątka i czwórka - za innych się uznają.
Jedenastka i jedynka - polubi lub nie.
Dwunastka i Dziesiątka - razem, czy dobrze, czy źle.

 - Nie rozumiem, skąd te numerki - Lu pokręciła głową.
 - Ja też - skrzywiłam się. - Ale stąd można wywnioskować, że Pierre i Frederick się nienawidzili.
 - Patrzcie! - zawołała Lissandra. - To moja babcia!
    Całe zgromadzenie poszło w jej kierunku. Wskazywała na małą, może sześcioletnią dziewczynkę. Miała chustkę na głowie i falbaniastą sukienkę. Obok niej stał nieco starszy chłopczyk i nastoletnia dziewczyna. Na odwrocie zdjęcia był napis Denette Armings (8), Frederick King (6) i Lilly Moon (3). Tata Lisy przyjrzał się swojej matce. Potem wszyscy zaczęli rozmawiać na ten temat. Kiedy skończyli, znów zaczęli oglądać stare zdjęcia.
 - Lodovica Pasquarelli (10), Pierre Lacroix (1), Li-cong Ryuugu (9)**, Krystyna Malinowska (4) - czytała na głos Lu, oglądając duże zdjęcie. - Na oko, najmłodsza z nich wszystkich jest twoja babcia - rzuciła Lisie spojrzenie - najstarszy natomiast jest Lucius Verne, którego numer to dwa. Co łączy tyle osób, w tak skrajnie różnym wieku? W dodatku, część nazwisk brzmi nieangielsko, jak na przykład te, które przeczytałam przed chwilą. 
 - Owszem, ciekawe - rzekła Myrta, po chwili namysłu. - Może... może poznali się gdzieś...?
 - Szczerze w to wątpię. - Luke usiadł na podłokietniku kanapy.
 - Za duże odległości - zaprzeczyłam.
 - Sama Samantha mogła mieszkać tutaj, nasz dziadek nie przeprowadzał się nigdy poza obręby Nowego Jorku, zaś babcia Lisy mieszka w Minesocie od... - brunetka spojrzała pytająco na rudą.
 - Drugiego roku życia - powtórzyła dziewczyna.
 - Gdyby nie fakt, że to zdjęcia z około 1980 roku, mogłabym stwierdzić, że poznali się przez internet... - westchnęłam, opadając na fotel.
 - Może to przypadek? Albo jakiś zlot i upamiętniające zdjęcia? - spróbowała Myrta.
    Tego akurat nikt nie mógł zaprzeczyć.
 - Może - potwierdził tata Lisy. - W każdym razie, my już chyba będziemy wracać do hotelu. Robi się późno, a jutro mamy zaplanowane intensywne zwiedzanie do godziny dwunastej.
 - Luke, możecie z waszym tatą i cała ekipą iść z nami - zaproponowała mama Minnie.
 - Chętnie pójdziemy - powiedział blondyn, na co jego dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

~~ו*•×~~
     Było już późno. Leżałam i nie potrafiłam usnąć. W końcu jednak sen wziął mnie w swoje tym razem zdumiewające i dziwne objęcia. Gdybym wtedy wiedziała, co się wydarzy, nigdy bym w to nie uwierzyła...


*[LINK]
**To jest nazwisko azjatyckie (nie wiem już sama, czy japońskie czy chińskie), więc powinno być Ryuugu Li-cong, ponieważ najpierw pisze się nazwisko, a dopiero potem imię.

~~~~~~~~
Tutaj nie mam za dużo do powiedzenia. Nie wiem, czy mi wyszedł, ale mam nadzieję, że wam sie spodobał.
Layla - miłych koloni :)
To by było tyle.
Lusia

4 komentarze:

  1. Znaleźli skarb!!! :D
    Czyżby ten piasek to był piasek od...? PIASKA?! Dziwne.... Masło maślane wyszło

    OdpowiedzUsuń
  2. G głupi te le fon!- krzyczy rzucając nim o łużko.- po coś u su wał mój dziesięcio linij ko wy kom en tarz! Ugh jaki szajs no na prawde!
    Przechodząc do rzeczy najpierw to dzięki i eh no czytelników i weny pod moją nie-obecność :) no teraz do rzeczy uwielbiam bawić się w sherlocha holmesa czekaj ich było 12
    Lu alex luke myrta lok 8-latka minni ta druga bff Alex g nie to nie oni... a może 12 osób z piętnem? Albo nie czekaj strażnicy! Genialne nie ale to nez związku z tamtymi i jakby nie patrzeć to
    Lu luke myrta
    Harry i Cdalejniepamientam
    Jack zając piasek
    Miko wróżka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dio ty czny spraęt
      ***
      No i mrok jakby nie patrzeć :) dobra bo nerwicy z tym telefonem dostane. Ugh :)

      Usuń
    2. Jestem mega wkurzona, bo mój telefon skasował mi koma! (Lay witaj w klubie wkurzających telefonów)
      Ostatnio nie mam zbyt dużo czasu, dlatego mnie tu dawno nie było.Szczególnie, że teraz czytam książkę, bardzo wciągającą książkę, która ma 500 stron O.o.
      Ale do rzeczy. Rozdział, tak jak te które przed chwilą czytałam, jest hipermegasuperowofajnobombowoświetny. Chociaż o tej skrzyni wiedziałam już dawno (zakładka-fabuła), ale zaskoczyłaś mnie tą 12.
      Weny i czasu, dużo czasu -.-

      Usuń