* * Trouble is a friend, yeah
Trouble is a friend of mine * *
Oczami Alex...
Chodziłam jak na szpilkach w tę i z powrotem. Moja mama pojechała razem z babcią Luke'a na lotnisko. Co jak co, ale trochę ciężko byłoby pomieścić sześć walizek w małym samochodzie pani Hemmings. Po za tym, moja mama, mama Lu, mama Myrty i tata Luke'a ustalili, że dziewczyny tydzień spędzą w domu babci blondyna, a drugi w moim. Żeby zbytnio nie obciążać pani Hemmings.
Nie mogłam nerwowo wytrzymać tego irytującego wyczekiwania. Nie wiedziałam, czy już przylecieli, czy nie. W końcu zobaczyłam przez okno naszego Minivana. Zbiegłam na dół bardzo szybko i zaczęłam machać do przyjezdnych. Na przodzie siedział pan Hemmings i moja mama, a z tyłu, za zaciemnionymi szybami cała reszta, włącznie z babcią chłopaka. Pierwsza z samochodu wysiadła Lu.
- Alex! Hej! - zawołała i przytuliła mnie.
Nie, żeby to było tak, że nagle zapałałyśmy do siebie wielką, siostrzaną miłością, ale zaakceptowałyśmy się. Szanowałyśmy i już bardzo dobrze znosiłyśmy własne towarzystwo. Czasami SMS-owałyśmy i dzieliłyśmy informacjami. Byłyśmy po prostu koleżankami.
- Cześć Lu... Tęskniłam za wami! - powiedziałam szczerze. Potem zniżyłam głos do szeptu i powiedziałam śmiertelnie poważnie: - Będziemy musieli w czwórkę porozmawiać. Sprawy strażników.
- Okay - powiedziała patrząc mi prosto w oczy. - Poważne?
- Potem - rzekłam i uśmiechnęłam się. - Witamy w Sydney!
Po wyściskaniu Myrty i Luke'a odwróciłam się do Toma. Miał ciemne, kręcone włosy i równie ciemne oczy. W zasadzie, to oczy miał niemalże czarne. Wyglądał na miłego. Wyciągnął do mnie rękę. Uścisnęłam ją.
- Thomas Anderson - przedstawił się. - Ale wolę Tom.
- Alexandra Hataway - uśmiechnęłam się i idąc w jego ślady dodałam: - Ale wolę Alex.
- Gdzie chłopaki? - zapytał mnie Luke. - Pisałem do nich.
- Powinni zaraz być - wzruszyłam ramionami.
Weszliśmy do wnętrza błękitnego domku. To był typowy ,,domek babci". Parterowy, pośrodku różanego ogrodu, z małą białą werandą. Po drewnianych, niebieskich deskach na fasadzie piął się bluszcz.
Zasiedliśmy w małej, staroświeckiej, ale przytulnej kuchni. Znaczy, najpierw chłopaki zanieśli wszystkie walizki do pokoi na poddaszu. Zjawiła się też reszta 5 Seconds of Summer oraz Fay. Zjedliśmy obiad (a ściślej mówiąc, niemal przywiązano nas do krzeseł, żebyśmy go zjedli), który przygotowała pani Hemmings. Potem, po typowej gadce w stylu ,,Jak lot?" i ,,Co słychać?", wreszcie pozwolono nam zabrać Lu, Myrtę, Luke'a i Toma na wycieczkę po Sydney.
- Dobrze was wreszcie widzieć na żywo - uśmiechnął się Michael, kiedy opuściliśmy domek babci blondyna.
- Wzajemnie - uśmiechnęła się Lu.
- A pójdziemy, nie mówię dzisiaj, ale do tej opery? - Myrta zrobiła maślane oczka i spojrzała na Luke'a.
- Eeeee... - zawahał się.
- Obiecałeś im! - przypomniał Tom.
- Cicho siedź! - Luke dał mu kuksańca w bok, na co brunet tylko się zaśmiał.
- Ja w zasadzie też tam jeszcze nie byłam - wtrąciłam.
- Tak, pójdziemy. - Luke przewrócił oczami, a cała reszta się zaśmiała.
~~ו*•×~~
Aż do momentu, w którym słońce zniknęło za horyzontem, włóczyliśmy się po mieście, które każdy z chłopaków (poza Tomem) znał jak własną kieszeń. Szliśmy już z powrotem, każdy do siebie, gubiąc po drodze kolejne osoby. Pierwszy opuścił nas Ashton, który mieszkał w pobliżu plaży. Potem Michael i Fay, mieszkający po sąsiedzku a w końcu i Calum. W piątkę ruszyliśmy do domu pani Hemmings, który Fay wesoło określiła ,,Różanym Domkiem".
- Serio, gdyby nie twoi przyjaciele, nie wiem, jak bym tu wytrzymała - odpowiedziałam na pytanie Luke'a.
- Aż tak źle? - zapytał Tom.
- Tęsknię za Nowym Jorkiem - powiedziałam, bawiąc się resztką oranżady w szklance. - Ale muszę się pogodzić, że już tam nie wrócę, chyba, żeby odwiedzić znajomych.
Taka prawda. Nikogo z rodziny tam nie mam. W New Jersey mieszka ciocia, bo babcia już nie żyje. Podobnie zresztą, jak ta druga, która zmarła z pewnością trzysta parę, paręnaście, a może parędziesiąt lat temu.
- No tak - stwierdziła Myrta i postanowiła zmienić temat, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. - Co będziemy robić jutro?
Wszyscy wzruszyli ramionami.
- Co chcesz - Luke cmoknął ją w usta.
Słodka parka. Chociaż, szczerze wolę bardziej mieszanki wybuchowe. Innymi słowy - przeciwieństwa. U nich to było raczej, jak to określiła Lu, początkowym zaprzeczaniem faktom, że sporo ich łączy, a obecnie milusim, cichym, bezspornym związkiem.
Rozmawialiśmy chwilę o swoich propozycjach i wspólnie stwierdziliśmy, że pójdziemy na plażę. Potem Tom udał się na prośbę Steve'a do salonu, żeby zagrać w wyścigówki. Nadszedł czas, by powiadomić ich o Camille. Nachyliłam się bliżej nich.
- Muszę wam o czymś powiedzieć - oznajmiłam.
Wszyscy skupili na mnie całą uwagę.
- Znalazłam osobę z piętnem Mroka - szepnęłam.
- Kolejną? - zdziwiła się Lu.
- Chris ostatnio mówił, że znaleźli wszystkich - dodała Myrta. - Nie słyszałam, żeby wśród nich był ktoś stąd. Zresztą, Tom także ma piętno, więc chłopaki będą tu w nocy.
Tego nie wiedziałam.
- Jesteś pewna? - zwrócił się do mnie Luke.
- Jak najbardziej - potwierdziłam i kiwnęłam kilkakrotnie głową.
- Znasz tą osobę? - Lu czekała na odpowiedź.
- Całkiem dobrze. Mogę wam ją przedstawić.
- Kolejne piętno, kolejny problem - westchnęła Lu.
- Widać problemy to nasi przyjaciele - rzekłam z wisielczym humorem.
W tej chwili rozległ się głos mojej mamy.
- Alex, idziemy!
- Już! - krzyknęłam w odpowiedzi i spojrzałam po twarzach znajomych. - Zadzwonię jutro.
Zbiegłam na dół i razem z mamą wyszłyśmy z domu babci Luke'a i udałyśmy do swojego. Nasza suczka zaraz podbiegła i dotrzymywała nam kroku aż do ganku. Potem, z pomocą drzwiczek dla psów pierwsza znalazła się w środku i merdając ogonem czekała na nas. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam suczkę.
- Abs może spać dzisiaj u mnie? - zapytałam, zatrzymując się w połowie schodów.
Rodzicielka zmierzyła mnie wzrokiem i uśmiechnęła pobłażliwie. Wolała, jak Absolve śpi w swoim posłaniu w salonie. Zrobiłam maślane oczka.
- Niech ci będzie - powiedziała.
Uśmiechnęłam się i zagwizdałam na psa, który paroma susami znalazł się w tym miejscu co ja, a potem ruszył dalej aż pod drzwi mojego pokoju. Co ja bym zrobiła bez mojego kochanego czworonoga? Czasami trzeba uciec w inny świat. Ja tymczasem postanowiłam położyć się spać wtulona w moją czarno-biało-szarą przyjaciółkę.
~~~~~~~~
Oto kolejny krótki rozdział, którym niewiele się dzieje. No ale Layla - masz Lu :P A tak po za tym, to ty się tym piętnem bardziej przejęłaś niż ja ;) Ja sama szczerze jeszcze nie do końca zadecydowałam, jak to wygląda. W każdym razie - każde piętno to obrazek osoby/zwierzęcia, która(e) zmarła(o), a kolory, którymi się skrzą to kolor duszy tego kogoś (lub zwierzęcia).
Musicie troszkę poczekać, aż coś się zacznie dziać. Pierwsze rozdziały pisze się najciężej :(
Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie.
No to do następnego,
Lusia
Nie opuszcze choć we wtorek (znów ) jade na kolonie tym razem na 2 tygodnie. Dobra czaje z tym piętnem tak trochę :) Yeeeeew Lu! Jr e j no czasu brak...
OdpowiedzUsuńNie opuszczę, nie opuszczę chociaż mi się czytać czasami nie chce, jednak czytam na siłę, bo chcę się dowiedzieć co dalej. Takie moje masło maślane margaryną smarowane :P
OdpowiedzUsuńChce wiedzieć co dalej, lecz nie chce mi się kompa włączać XD