środa, 7 października 2015

List z informacją + ZAWIESZENIE

     Dobry wieczór (a może i nie) wszystkim!
     Dosyć długo wahałam się z tą decyzją. No ale jednak...
    Chociaż rozdział (któryśtam) napisany jest w większej połowie, nie potrafię go nawet sensownie skończyć.
    Po za tym, wiedziałam, że jeśli już zacznę coś nowego, nawet, jeśli tylko dodatkowo i bez większych ambicji, to to starsze mi się rozmyje i stracę ten zapał do pisania. Aktualnie (gdzieś środek września?)  zmieniłam swoją ,,społeczność" i zrobiłam znacznie większy krok niż przy pierwszej styczności (koniec czerwca/początek lipca?) i na reszcie przeskoczyłam przepaść dzielącą mnie od k-popu* (jest któraś może k-popperką?) i zasiadam na ławach Exo-L** oraz Lu Fan***. Już nawet z lekka porzuciłam 5SOSFam****, choć dalej mogę się tak zwać. Być może także najbliższym czasie wstąpię w szeregi A.R.M.Y.***** bo jak na razie znam tylko jedną ich piosenkę ^^.
       A tak jeszcze do tematu, to pierwszą stycznością był zespół U-KISS. Exo poznałam dzięki Besty.pl i to pierwszy zespół, w którym rozrużniam wszystkich 12 członków (a u Azjatów to wcale nie jest takie proste)!
      Kolejny powód to oczywiście szkoła. Ledwo znajduję czas na wymyślanie, a z pisaniem jeszcze gorzej, chociaż to, które na razie nie ujrzało światła dziennego idzie nieźle, to tylko ze względu na to, że nikt na nie nie czeka (znaczy... eeee... moje koleżanki owszem, ale to inna sprawa no i one nie słuchają Exo). W zasadzie myślę, że nawet nie znając zespołu możecie spokojnie się w nim połapać. I kolejny: przerzuciłam się na wattpada, gdzie mam dwa konta; dla znajomych z rzeczywistości oraz moje incognito. Pierwsze to CarolyCantavailer01 a drugie Obliviate14. Teraz głównie tam czytam z powodu ograniczonego dostępu do komputera, więc wybaczcie mi, jeśli opuściłam się w czytaniu waszych blogów.
      No i możliwe, że za niedługo wrócę tu z wielkim: Hurra! Mam wenę na tego bloga! Albo i nie.
      Mam nadzieję, że się nie gniewacie i ze wszystkich sił, jak tylko przyjdzie mi wena na DCJF będę pisać! Ale nie zamierzam porzucić tej historii bez zakończenia. To po prostu chwilowa przerwa i nowy świat, który trzeba poznać. Ale palić za sobą mostów nie palę, więc mam nadzieję, że nam się jako taki kontakt nie urwie, co?

Wyjaśnienia ,,*" których jest wyjątkowo dużo:

*k-pop - Koreański pop
**Exo-L - fani zespołu Exo. (Tak dla wyjaśnienia: przed odejściem dwóch członków zespół dzielił się na podgrupy K i M dlatego nie dziwcie się tym EXO-M.) Orientacyjnie, tu macie ich trzy  piosenki , każda w innym ,,klimacie". Tytuły: ,,Wolf", ,,Miracles in December" i ,,MAMA":



Nie każdemu ten typ muzyki pasuje, ale mnie bardzo!

***Lu Fan - fani Lu Hana (lub też Luhana), byłego członka Exo.
****5SOSFam(ily) - kolejny fandom, to chyba wiecie, albo po prostu u mnie jest taka jazda na 5 Seconds of Summer, które poniekąd pojawia się i tu na DCJF (Luke, Calum, Michael i Ashton).
*****A.R.M.Y. - fandom zespołu BTS (lub Bangtan Boys lub Bulletproof Boy Scouts - to wszystko to jest to samo).
Tak à propos BTS, oto ta jedna i piosenka, którą znam:



No to tak, życzcie mi powodzenia na nowej 
drodze życia w świecie k-popu (jak na ślubie XD)
Wasza Lusia :*

wtorek, 22 września 2015

,,Kolce życia, 1/3" (opowiadanie)


Opis: Harry Desert - postać wam znana, zarówno z ,,Córki Jacka Frosta", jak i z ,,Drugiej Córki Jacka Frosta". O Lu już było. O Alex też. Teraz czas na innego przedstawiciela młodego pokolenia strażników. W tymże opowiadaniu pokazany jest Harry na przestrzeni... pięciu lat. Poznajemy go jako jedenastolatka, który nie jest zbyt lubiany w szkole i którego stale dręczą koszmary. Żegnamy z kolei szesnastolatka. Jeżeli chcesz wiedzieć, co wydarzyło się w życiu Harry'ego, zanim spotkał Lulette, Luke'a i Myrtę i poznać jego przeszłość, tą prawdziwą, a nie tylko tą, jaką przedstawia, tu znajdziesz odpowiedzi i odkryjesz rzeczy, które dotychczas o Harrym wiedziałam tylko ja i on sam...


Faza I
Depresja

            Wietrzny sobotni, wrześniowy poranek w Grand Rapids, w stanie Michigan. Idealny wręcz, aby wyjść ze znajomymi na przykład do kina albo na pizzę. Zatem, jeśli tak, to pokój na siódmym piętrze bloku, który w równej połowie był biały, co czarny, powinien stać pusty. Czarne łóżko po białej stronie powinno być zasłane – lub nie – tak jak białe po czarnej, białe i czarne krzesła powinny być puste i czekać na swoich mieszkańców, a w pomieszczeniu powinna panować głucha cisza. Tymczasem czarne szafki, biurka i obrazy z białej strony obserwowały po swojej części biało-czarnej podłogi inne zdarzenia, aniżeli pustkę.
Otóż czarnowłosy jedenastoletni chłopak o śniadej karnacji siedział przy biurku po swojej czystej jak łza stronie pokoju i wertował już od paru godzin zagadnienia z chemii. Chociaż był to jego ulubiony przedmiot – nie licząc plastyki – nie umiał skupić się na tekście podręcznika i stale zerkał przez okno, gdzie działo się dokładnie to, o czym mówiłam wcześniej: dziewczyny chodziły grupkami po alejkach miedzy rabatkami, kilkoro szkolnych kujonów siedziało razem z książkami – jeśli Harry się nie mylił – od biologii, jakieś pary szczebiotały w cieniu mini-parku…
            Jego brat bliźniak, Christian właśnie rozgrywał mecz z kolegami. Kiedy Harry uderzył czołem o szybę, Chris odbijał piłkę na główkę, po czym sprawnie kopnął ją tlenionemu blondynowi starszemu od nich o pięć lat (powtarzał klasę… klasy). Ten z kolei po prostym torze posłał ją do bramki. Drużyna Chrisa przybiła sobie piątki, by po chwili znów oddać się grze. Brat Harry’ego oddawał się wszystkiemu bez opamiętania. W dodatku, wszyscy w różnym wieku, grali razem. Jak jeden druch. Harry zawsze chciał do nich należeć, ale, krótko mówiąc, nie nadawał się.
            Harry nigdy nie był dobry w sporcie. W niewielu rzeczach był dobry. Chritianowi za to wychodziło wszystko, czego się podjął. Za wyjątkiem rysowania, jedynej rzeczy, która wychodziła Harry’emu.
            Niewiele myśląc, rzucił książkę od chemii na łóżko, a ona odbiła się od czarnego materaca i spadła z hukiem na ziemię. Sięgnął do szuflady biurka i wyjął kartkę do drukarki, ołówek, kredki i gumkę do mazania. Teraz mógł całkowicie oddać się temu, co uwielbiał on sam. Wstał z czarnego krzesła i podszedł do parapetu. Osiadł na obitym skórą fotelu, a wszystkie rzeczy położył na parapecie. Nie była to może najwygodniejsza pozycja, ale jednak dało się rysować widok za oknem.
            W chwili, w której właśnie kończył rysowanie Kevina – tego blondyna, do pokoju weszła mama. Miała kruczoczarne włosy do połowy szyi, w tym samym odcieniu, co jej synowie i gładką grzywkę. Ale było to jedyne podobieństwo. Kobieta miała zielone oczy, a oni oboje brązowozłote. Różniła ich także karnacja, która u ich matki była blada. Rzeczy takie, jak kolor oczu, czy kształt nosa mieli po ojcu, który zginął w wyniku pożaru. Cały dom spłonął doszczętnie. Harry i Chris nie byli jeszcze na świecie. Był to podajże piąty miesiąc ciąży ich matki. Odcień skóry za to mieli po dziadku.
             Kobieta uśmiechnęła się do syna ciepło. Gdyby wiedziała, jak wygląda jego życie w szkole, na pewno by się nie uśmiechała. Nie tak.
            – Josephine przyszła – powiadomiła mama.
            Harry od razu się ożywił. Jo była jego jedyną przyjaciółką. Ona jedyna wiedziała o nocnych koszmarach nękających młodego Deserta. Miał je każdej nocy, zawsze takie same. Dom rodziców w centrum miasta stojący w płomieniach oraz ojciec – niski mężczyzna o złotych oczach krzyczący z bólu i płonący żywym ogniem.
Jo miała brązowe oczy (tkwił w nich błysk szaleństwa i nieprzewidywalności) i tego samego koloru włosy, które zawsze kręciła w zabawne sprężynki, a z lewej strony, nie ważne, czy była to szkoła, dom czy wesele, nosiła dopinane różowe pasemko.
            – Kiedy będę miała szesnaście lat, mama pozwoli mi na prawdziwe – odpowiedziała, gdy kiedyś ją o to zapytał. I rzeczywiście, miała je, już w wieku czternastu lat, ale o tym później.
            Zaraz za mamą chłopaka pojawiła się ta oto dziewczyna. Uśmiechnęła się i usiadła na czarnym łóżku Harry’ego.
            – Cześć – przywitała się.
            – Hej – odpowiedział, chowając swój obrazek do segregatora w dziale ,,Do ukończenia”.
            – Czemu siedzisz w domu? – zapytała od czapy. Wzruszył ramionami, a ona postanowiła dalej mówić: – Wiesz? Napisałam dzisiaj kolejne opowiadanie o Constance.
            Jo pisała opowiadania. Powiedziała, że chce zostać wielką pisarką, taka, jak J. K. Rowling, albo C. S. Lewis, czy też J. R. R. Tolkien i że będzie pisywać pod pseudonimem Phinix. Opowiadanie o czternastoletniej Constance było jej ulubionym, a także ulubionym Harry’ego, który rysował do niego ilustracje. Potem mamy obojga na przemian drukowały historię młodej pani detektyw oraz jej przyjaciela, Corneliusa. Takim oto sposobem powstało prywatne wydanie ,,Constance ratuje Corneliusa przed zabójcą”, ,,Cornelius i Constance na tropie złodzieja obrazów” i tak dalej. Oboje uwielbiali razem pracować.
            Harry’emu zabłysły oczy.
            – Masz ze sobą? – zapytał, siadając obok niej.
           – Tylko wersję ręczną. – Jo wyjęła z kieszeni marynarki pomiętą kartkę, na której piórem zapisała całe opowiadanie. Oczywiście, ponieważ jest leworęczna, tusz się rozmazał, a ona miała cała rękę w atramencie. Znaczy, zapewne nawet jeżeli pisałaby prawą, z jej szczęściem, ciągle byłaby niebieska.
            – Czytaj – ponagliła, podając mu świstek papieru.
            – ,,Samotna wyprawa Corneliusa”? – zapytał zaskoczony Harry.
            Josephine nigdy nie pisała niczego niczego o Corneliusie. On zawsze był w odstawce i ostatecznie to Conny ratowała świat, a Corn tylko stał z boku.
            Jak na opowiadanie pisane przez jedenastoletnia dziewczynkę, było całkiem ciekawe i prawie bez błędów. Chociaż, sprawami typu usuniecie kropki przed myślnikiem zajmowały się mamy przed wydrukiem. To opowiadanie przedstawiało pierwszą w historii kłótnię przyjaciół. Corn postanowił rozpocząć samotną karierę i wyruszył do Paryża zając się sprawą obłąkanego krawca, który wyszywa transparenty obrażające władze państwowe i wywiesza je nocami w najmniej przewidywalnych miejscach. Ostatecznie jednak Cornelius powstrzymuje go, ale sam zostaje złapany w sieci jego brata. Ni stąd ni zowąd pojawia się Conny, która proponuje wymianę: ona za niego. Cornelius protestuje, ale brat przestępcy jest zachwycony wymianą. Corn ucieka, by wrócić i wyrwać przyjaciółkę z rąk złoczyńcy. Wtedy dociera do nich, że to nie tylko przyjaźń.
            – I co? – zapytała Jo, kiedy Harry złapał czyste kartki.
            – I to, że mam pomysł na trzy ilustracje. – Wziął do ręki ołówek i zaczął szkicować postacie Conny i Corna przytulających się na moście – jak w opowiadaniu, a Jo przyglądała mu się z boku i co jakiś czas wtrącała swoje uwagi odnoście ubrań czy tła.

* * *
            Wybacz, śmieciu! – zawołał Ben z wyższej klasy, kiedy potracił Harry’ego, a ten wypuścił wszystkie książki. – Następnym razem zejdź mi z drogi!
            Brunet kucnął i zebrał pierwsze trzy książki z brzegu.
            Zza zakrętu wyłoniła się Jo, wraz z grupką swoich koleżanek, ze spiętymi w kucyk włosami i w szkolnym mundurku składającym się z ciemnoniebieskiej spódnicy i białej koszuli trzy-czwarte. Do tego była również marynarka w kolorze spódnicy z logo szkoły, ale Jo jej nie lubiła, a na szczęście regulamin jej nie wymagał.
            Pożegnała koleżanki i podeszła do chłopaka. Schyliła się i zaczęła zbierać część rozrzuconych książek.
            – Dlaczego dajesz sobą pomiatać? – zapytała.
            – To tylko Ben – Harry przewrócił oczami.
            – I Fabian, i Chester, i Joe, i Jay… – wyliczała na palcach. – I Valery.
            Harry westchnął. Podobała mu się, nawet bardzo, ale nigdy nie zdołał z nią porozmawiać. Takie pierwsze zauroczenie jedenastolatka. Słyszał czasem, jak się śmieje ze swoimi koleżankami, ale nigdy nie przypuszczał, że to z niego.
            – Nie prawda – zaprzeczył, zasuwając plecak.
            – Oj prawda – podparła się pod boki. – Wierz mi, prawda. – Odwróciła się na  pięcie i poszła do klasy, a Harry ruszył za nią.
            Właśnie miała być chemia. Nie wszyscy na nią chodzili, gdyż była ,,dodatkowym” przedmiotem. Dopiero za dwa lata był obowiązkowy. Oni oraz inni, o rok starsi uczniowie zasiadali w sali do religii, bo tylko ona była w stanie ich pomieścić. Stoły były ułożone w podkowę, a biurko nauczycielki znajdowało się w centralnym środku.
Mieli  napisać referaty na temat cząsteczek. Swój referat Harry pisał godzinami, starając się jak najlepiej zawrzeć wszystkie informacje o budowie cząsteczek, jakie posiadał i wzbogacić je przykładami, oraz innymi rzeczami, jak na przykład instrukcja wykonania modelu czy spektroskopia. Wszystko było ładnie wydrukowane i bez błędów.
            Jo zawsze siadała w towarzystwie blondynki o imieniu Holly, w ławce centralnie naprzeciwko biurka, Harry natomiast ze swojego miejsca widział prawy profil pani profesor.
Nauczycielka, po sprawdzeniu obecności i  chodziła po sali i zbierała ich prace. W pewnej chwili ,,kolega” z sąsiedniego krzesła wyszarpał jego referat, a w ręce wcisnął swój. Harry próbował go odzyskać, ale Robin już zdążył się na nim podpisać i oddać go. Brunet spojrzał na referat Robby’iego.Zaledwie parę zdań. Niechętnie wpisał tam swoje imię i nazwisko, po czym oddał zaskoczonej nauczycielce.
Lekcja szybko zleciała, a kiedy następnego dnia pani profesor ogłosiła, ze sprawdziła ich prace i jest pod wrażeniem szczególnie dwóch z nich. Pierwsze napisała Jo i dostała A+. Drugą był właśnie Robin, który przywłaszczył sobie pracę Deserta. Dostał A. Może nie byłoby z tym żadnego większego problemu, gdyby nie fakt, że Harry  na swojej kartce zobaczył wielkie, czerwone F. Profesorka zachwalała Rabbiego, który był jednym z najgorszych uczniów i gratulowała mu poprawy. Naiwna, powiedziała potem Jo, która się tego domyśliła i osobiście dopilnowała, by Robin dostał po uszach od jej starszego brata. Od tamtego dnia Harry nie drukował niczego. Wszystko pisał ręcznie. Nawet, jeśli potem odpadała mu ręka.

 * * *
Ponad rok później, przed przerwą świąteczną…

Tak więc jadę do Nowego Jorku! – poinformowała z ekscytacją Josephine, a potem coś jeszcze sobie przypomniała: – Wiesz, napisałam kolejne opowiadanie o Conny!
            Pisanie tych opowiadań i robienie ilustracji było już po prostu ich tradycją. Siedzieli teraz w parku, czekając na autobus do szkoły, opatuleni po uszy kurtkami i szalikami. Śnieg tylko z lekka prószył. Jo miała zaróżowione policzka, i niemal całkiem czerwony nos. Dlatego dostała ksywkę ,,świąteczny reniferek”, którą nadał Harry, a która bardzo jej się podobała. Ciemne włosy – tego dnia wyjątkowo idealnie proste – okryte jasnofioletową czapką z wciąż dopinanym, różowym pasemkiem odznaczały się na tle bieli śniegu za nią. Uwielbiała płaszcze. Teraz miała wełniany, w kolorze beżowym i pasujące do niego kozaczki. Za to szalik miała w barwach Ravenclawu – swojego ulubionego domu w Harrym Potterze.
            – O czym? – zapytał Harry, wypuszczając biały obłok powietrza. On miał na sobie po prostu czarną kurtkę i czarne spodnie, brak czapki i czerwono-żółty szalik – powód ksywki ,,Potter”.
            – Właściwie, nie o Conny, a o Cornie. – Usiadła wygodniej i założyła nogę na nogę. – Rzecz dzieje się w święta… Nie chcę mi się opowiadać, lepiej przeczytaj! – wsunęła mu do kieszeni kartę złożoną w mały kwadracik.
            – Powiedz – poprosił, robiąc maślane oczka. – Proooszę…
            – Jak ci opowiem, to nie ma sensu czytać, bo i tak wszystko wiesz – roześmiała się i opatuliła mocniej szalikiem. – A teraz, chodź, autobus przyjechał!
            Zerwała się z miejsca i pobiegła do drzwi autobusu. Harry biegł za nią, ale kiedy był już przy drzwiach, jakiś chłopak z przodu popchnął go i Desert wypadł na chodnik. Drzwi zamknęły się, a autobus odjechał. Widział jeszcze w oknie, że Jo spoliczkowała tego chłopaka i z ruchu warg wyczytał, iż został nazwany ,,chujem”. A potem stracił pojazd z oczu.
            Skrzywił się, po czym szybkim krokiem ruszył do szkoły na piechotę.
            Kiedy tam dotarł, poszedł korytarzem, wiedząc że jest spóźniony. Ruszył w kierunku swojej szafki, a kiedy ją zobaczył, ponownie opanowało go poczucie bezsilności. Była otwarta, a wszystkie rzeczy z niej rozrzucone po korytarzu. Zaczął je zbierać. Część zeszytów leżała w śmieciach, podobnie, jak piórnik, ale ciągle nie umiał znaleźć podręcznika od matematyki.
            – Tego szukasz? – usłyszał głos Jo.
            Odwrócił się. Stała w drzwiach od damskiej łazienki z podręcznikiem złapanym za róg między kciukiem a palcem wskazującym. Był podarty, wyblakły i ociekał wodą, a Harry domyślił się, gdzie był. Skinął głową, a Jo wrzuciła książkę do śmieci. Nie nadawała się już do użytku.
            – Czemu się na to zgadzasz? – wypaliła.
            – Dobrze wiesz, że nie zgadzam – odburknął, zasuwając plecak.
            – Właśnie nie wiem! – zawołała. – Dlaczego komuś o tym nie powiesz? Chrisowi. Mamie. Wychowawcy. Dyrektorowi. Policji?
            – To niczego nie zmieni, a nie chcę, żeby było jeszcze gorzej, niż jest – odparł Harry.
            Jo wywróciła oczami.
            – Nie wiem, czy da się gorzej – zapasała ręce.
            – Jeszcze nie topią mi głowy w kiblu – warknął. Zignorowała to.
            – Może być lepiej. Albo wiesz, co? Zmień szkołę – zaproponowała. – Przepiszemy się oboje!
            – A co to da? Są na osiedlu, a w nowej szkole pewnie będzie to samo – odparł pesymistycznie.
            Josephine wypuściła powietrze ze świstem. Rozłożyła ramiona:
            – Rób, jak chcesz. Ja chciałam tylko pomóc! – Otworzyła drzwi sali numer piętnaście i ponownie je zamknęła, wracając na lekcję.
            Harry pokręcił głową, po czym podszedł do tych samych drzwi i z ledwo słyszalnym ,,Dzień dobry” wszedł do pomieszczenia. Usiadł w drugiej ławce, w której tego dnia siedział Kevin. Kevin, ten z boiska – ten który, jak by mogło się wydawać, jest wredny i tak dalej, uśmiechnął się przyjaźnie. Harry go zignorował.
            – Ej – szepnął blondyn.
            Harry próbował w ogóle nie zwracać na niego uwagi.
            – Halo? – blondyn machnął mu ręką przed oczami.
            – Co? – rzucił Harry bez zainteresowania. Tak zwykle zaczynały się cudze kpiny, a nie miał na nie najmniejszej ochoty.
            – Gdzie kupiłeś koszulkę? – wskazał na czarny T-shirt, który brunet miał na sobie. Przedstawiał Willa, Halta i Gilana ze ,,Zwiadowców”.
            – W sklepie? – odparł pytaniem na pytanie.
            – Ale ja na serio – blondyn uniósł ręce w geście niewinności. – Jedna z moich ulubionych serii. Może nawet ulubiona… – chwycił swoją bluzę za róg i odwrócił wewnętrzną stroną do Harry’ego. Była od wnętrza pokryta niezliczoną ilością małych, srebrnych liści dębu.
            Harry lekko się uśmiechnął i zapisał mu adres strony internetowej. Kevin także się wyszczerzył i wrócił do notowania w zeszycie.
~~~~~~~~~~~~
No i co? Jak wam się podoba? To dopiero cześć pierwsza. Jeszcze będą dwie następne. Dziękuję mojej kochanej BFF Paulinie za ocenienie :)
Lusia :*

sobota, 12 września 2015

Informacja

Cześć!
Chciałam wam tylko powiedzieć, że od teraz rozdziały będą pojawiać się nieregularnie, a po za tym, pracuję nad ,,Kolcami życia", a na DCJF nie mam pomysłów za wiele, wiec Sen Piąty napisałam jedynie w połowie. Wolę najpierw napisać to o Harrym, żeby nie zapomnieć, niż potem histeryzować. Więc prawdopodobnie biorę urlop na czas nieokreślony, ale jak tylko napiszę rozdział, albo część pierwszą KŻ to się pojawię.
To co? Do zobaczenia!
Lusia :*