sobota, 5 września 2015

Rozdział 12 ,,Bez pozdrowień, F."

* * Tick tack tick tack * *

Oczami Harry'ego...
      Słyszałeś? - Minnie uniosła brwi. - Jestem śliczna!
 - On jest stary i niedowidzący - zaprzeczył kpiącym głosem Lock.
      Holt fuknęła i przyśpieszyła kroku, równając się ze mną, Lisą, Chrisem i Michaelem.
 - Ej, nie unoś się tak, McGonagall! - zawołał Lock.
      Minnie jednak tylko spiorunowała go wzrokiem. Chodziło o jakiegoś gościa w sklepie, który zapytał się jej, czy nie widziała przypraw. Zwrócił się do niej ,,śliczna panienko".
      Jakim cudem znaleźliśmy się akurat w takim gronie? Alex i Calum, ponieważ była już sobota, mieli wolne. Postanowili poświecić się nauce w domu Hooda. Lu siedziała zamknięta w swoim pokoju w domu Alex i nikogo - prócz siostry - nie wpuszczała. Luke nie odpowiadał na pytania, nie odzywał się i ogólnie był nieobecny. Ashton natomiast musiał jechać na jakieś spotkanie w sprawie dorywczej pracy w knajpie. Camille i Fay  również odpłynęły w wir nauki. A my, pozostali, postanowiliśmy zawiązać bliższe relacje. No i chyba nam to wychodzi. Najlepiej dogaduję się z Lisą, ale głównie ze względu na fakt, iż wie o strażnikach. Jako jedyna. Lock... chyba mnie nie lubi. Minnie natomiast w ogóle jest niezbyt śmiała, chyba że chodzi o jej kuzyna.
      Większość z nas starała się zachować dobry humor i pozytywne myśli. Tom pojechał do domu, ze względu na okoliczności. Lu zostaje jeszcze na kilka dni, my przylecieliśmy w nocy, kłamiąc przyjaciołom Alex i Tomowi, że byliśmy w Nowej Zelandii. W zasadzie, musiałem skłamać już podczas pierwszego telefonu Ashtona. Potem przyjechał po nas na lotnisko, gdyż ma prawo jazdy. Jedyny trzeźwy umysł w całym naszym towarzystwie. Minnie, Lock i Lisa wracają za pięć dni. Mieli za siedem, na pełne dwa tygodnie, ale w związku z okolicznościami, lecą do domu wcześniej.
     Noc spędziłem u Alex, podobnie, jak Lu, no i Chris. We czwórkę rozłożyliśmy sobie materace w salonie i oglądaliśmy ,,Gwiazd Naszych wina". Wiedziałem, że fakt, iż obie nie mogą zasnąć jest też w części moja winą, więc w końcu poprosiłem brata, aby sypnął na nie trochę piasku. Nie zdały sobie z tego sprawy. Potem przez całą noc pracowaliśmy w różnych zakątkach świata. Miałem wyrzuty sumienia odnośnie tego, ze przeze mnie Lulette miała jeszcze gorsze koszmary. Taka reakcja czarnego piasku na czarny piasek i piętno. Tak to działa jedynie w ludzkiej formie, więc jak najszybciej przybrałem formę strażnika, by choć trochę złagodzić sen. Alex to inna sprawa. Nie mam kontroli nad tym, czy jej sen będzie koszmarem czy pięknym marzeniem. Wpływ na to mają inni Podróżnicy oraz Mieszkańcy i Goście. A także ona sama.
     Szczerze martwię się o Myrtę. W zasadzie, to nikt mi nie wyjaśnił, co czym rozmawiali, zanim był wypadek. Lu i Luke pokłócili się, obwiniając siebie nawzajem (cytuję Lu: ,,Można było delikatniej! A w ogóle, to ją zatrzymać!", Luke natomiast stwierdził, że ,,Gdybyśmy to zachowali dla siebie, to nic by się nie wydarzyło!"). Potem jeszcze Alex zaczęła obwiniać siebie, że przez to, że razem z Calumem w ogóle tam poszli. Ja kompletnie nic nie rozumiem, a cała czwórka trzyma buzie na kłódkę.
 - Harry, żyjesz? - zapytał Michael, a ja zdałem sobie sprawę, że totalnie odpłynąłem.
      Pokiwałem w odpowiedzi głową. Nie miałem ochoty na pogawędkę. Postanowiłem jednak zapytać, bo może któreś z nich wie, co się wydarzyło na werandzie Różanego Domku?
 - Ej, nie wiecie może, jaki był powód tego, że Myrta wybiegła na ulicę? - zapytałem.
     Wszyscy umilkli, każdy w swoich myślach. Po minach widziałem, że sami się zastanawiają. W końcu odezwała się Lisa:
 - Nie wiem.
      Zielonowłosy pokręcił głową i kopnął jakiś kamień.
 - Nie chcą powiedzieć. Próbowałem to z Luke'a wyciągnąć, ale cóż. - Michael wzruszył ramionami. - Nie odzywa się prawie wcale. siedzą zamknięci na klucz, nawet ze sobą nie rozmawiają. Nie mam nawet podejrzeń, a mogło wydarzyć się dosłownie wszystko.
 - Wydaje mi się to dziwne - przyznała Lissandra. - Jaki mieliby powód, aby nam tego nie mówić?
      Minnie wzruszyła ramionami.
 - Być może coś, czym nie chcą się dzielić - stwierdziła i włożyła ręce do kieszeni swoich krótkich spodenek.
 - To chyba logiczne - Chris przewrócił oczami.
     Obie dziewczyny wydawały się być obojętne tej sprawie. W totalnym przeciwieństwie do mnie. W zasadzie wszyscy. A może tylko mi się tak wydaje? Może myślą i zastanawiają się nad tym samym, co ja?           Poszliśmy do jakiejś knajpy. Było tam tłoczno, ale całkiem przytulnie. W każdym z kątów stały czerwone narożniki i jasne stoły. Usiadłem w rogu kanapy i zamówiłem frytki.
       Poczułem wibrację swojego telefonu. Wyciągnąłem i spojrzałem na wyświetlacz. Cholera, cholera, cholera! Tylko jego brakowało!
 ,,Zegar tyka, Desert. Na twoim miejscu bym się sprężył... Ostatnio nawet znalazłem spory zapas benzyny... Jedna zapałka i po wszystkim. Jak prawie siedemnaście lat temu. Bez pozdrowień, F." - głosiła wiadomość. Przekląłem pod nosem. Nie dobrze... Zakryłem twarz dłońmi.
 ,,Jestem w Australii. Wrócę tak szybko, jak zdołam. Pieniądze mam"
     Już chciałem chować telefon i udawać, że nic się nie stało, kiedy zawibrował mi w dłoni. ,,I tak ci nie wierzę, ty nędzny tchórzu. Trzy dni. Nie więcej. Tik tak, tik tak..."
 ,,Dopiero za trzy dni będę!" - odpisałem nerwowo.
 ,,Wali mnie to, śmieciu! Trzy dni licząc od teraz. Pieniądze, albo matka i dom. To sprawiedliwa cena. Nie podlega negocjacjom".

~~ו*•×~~
      Chris... Chris... Christian! - zawołałem, wyrywając bratu słuchawki z uszu. - Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - z wolna pokręcił głową. No jasne!
    Siedzieliśmy u Alex w jadalni, która została utrzymana w jasnych barwach. Pani Rose była bardzo miła i właśnie przyniosła nam kolację. Alex zjadła wcześniej i razem z Minnie, Lisą, Cami i Fay poszła do kina na jakiś romantyczny film. Wszystkie cztery dziewczyny robiły co w ich mocy, aby obie Frost nie myślały o Myrcie. Lu jednak nie za bardzo chciała iść, więc została w domu i SMS-owała z Clary. Clary w zasadzie też już dowiedziała się o wypadku i zaniku pamięci.
     Spojrzałem na brata, który kroił swój posiłek na malutkie kawałeczki, co mnie przypominało papkę.
 - Musimy dzisiaj wracać - powiedziałem. - W sensie, oficjalnie.
 - Czemu tak szybko? - nabił kawałek kotleta na widelec. - Jakoś nie mam ochoty wracać.
 - Mam swoje powody - wyjaśniłem. Uniósł brwi. - Chciałbym wracać najlepiej już teraz.
 - To se wracaj - burknął, przełykając kęs. - Nie zamierzam zostawiać tego, co zacząłem.
     Prychnąłem. Jasne. Flirtowanie z Camille jest już na pewno ważniejsze. Bo niby u nas nie ma dziewczyn! Przecież są... I wszystkie go lubią, dodała podświadomość.
 - Tia, czy ciebie interesuje cokolwiek, poza własnym nosem? - zapytałem, kręcąc głową.
 - Może... - wzruszył ramionami, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
       Wstałem z od stołu, przewracając krzesło, które z trzaskiem upadło na ziemię. Poprawiłem je i wyszedłem z kuchni. Poszedłem po schodach na górę i złapałem swoją torbę leżącą w pokoju gościnnym na łóżku. Trzasnąłem drzwiami. Zapukałem do pokoju Lu, która w miarę szybko otworzyła i stanęła w nich z lekko zmierzwionymi włosami. Chyba leżała, albo próbowała drzemać.
 - Wylatuję - powiedziałem tylko, na co rzuciła mi się w ramiona.
 - Oficjalnie? - spytała, odsuwając się. Potwierdziłem.
      Zawołała za mną, żebym jeszcze wpadł kilka razy, zanim wróci do Burgess. Skinąłem głową i zszedłem na dół. Spojrzałem na Christiana, który tylko uniósł brwi. Pokręciłem głową i wyszedłem z domu z nikim się nie żegnając, aby potem powędrować pod lotnisko.
        Kiedy stanąłem wreszcie pod budynkiem, przybrałem postać strażnika i wzbiłem się w powietrze, ustalając kierunek dom. Muszę się spieszyć. On nigdy nie żartuje. A ja nie chcę, żeby coś się komukolwiek stało.
~~~~~~~~
 Wiem, wiem, że krótki i beznadziejny, ale zanim wpadnę w szkolny rytm na nowo, trochę potrwa. Cały czas jestem zmęczona i już mamy prace domowe :/ Chamstwo.
Cytat na początku bez sensu, po rzeczywiście w całości wygląda tak:  ,,To lie I shall be here (Tick tack tick tack)" - ale ,,kłamałem, ze t będę" raczej nie pasuje. Nie umiałam znaleźć nic pasującego.
Mniejsza z tym. wiem, spóźniłam się o dzień, ale straciłam rachubę, a poza tym, piszę jeszcze opowiadanie o Harrym pt. ,,Kolce życia". Nie wiem jeszcze, czy opublikuje, czy nie, ale raczej tak. No bo w sumie, przecież po to to piszę.
To tyle,
Lusia

3 komentarze:

  1. Sory że dopiero teraz się odzywam, na tygodniu po prostu nie miałam czasu... :-\
    Trochę trudno mi było zrozumieć początek ale reszta jest ok.
    I odrazu ciśnie sie pytanie co Harry narobił ?
    Weny !

    OdpowiedzUsuń
  2. ... nie mam weny na koma potem napisz le supeer ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam cię do LA:
    http://historianikol.blogspot.com/2015/09/libster-award-4.html?m=1
    Rozdział supi, aż chce się żyć xD

    OdpowiedzUsuń